Autor Wątek: Listopad 2007  (Przeczytany 9070 razy)

Offline November

  • Administrator
  • *****
  • Wiadomości: 170
    • TSK
Listopad 2007
« dnia: 23 Marzec, 2008, 05:07 »
"Listopad" - Jan Brzechwa

 Złote, żółte i czerwone
 opadają liście z drzew,
 zwiędłe liście w obcą stronę
 pozanosił wiatru wiew.

 Nasza chata niebogata,
 wiatr przewiewa ją na wskroś,
 i przelata i kołata,
 jakby do drzwi pukał ktoś.

 W mokrych cieniach listopada
 może ktoś zabłąkał się?
 Nie, to tylko pies ujada.
 Pomyśl także i o psie.

 Strach na wróble wiatru słucha,
 sam się boi biedny strach,
 dmucha plucha-zawierucha,
 całe szyby stoją w łzach.

 Jakiś wątły wóz na szosie
 ugrzązł w błocie aż po oś,
 skrzypią, jęczą w deszczu osie,
 jakby właśnie płakał ktoś.

 Mgły na polach, ciemność w lesie,
 drga jesieni smutny ton,
 przyjdzie wieczór i przyniesie
 sny i mgły, i stada wron.


 Wyjść się nie chce spod kożucha,
 blady promyk światła zgasł,
 dmucha plucha-zawierucha,
 zimno, ciemno, spać już czas.



Kazimierz Przerwa-Tetmajer "Ogród Lesbijski"

Noc księżycowa. Ogród pełen cienia,
gmach na kolumnach wykutych w marmurze,
świateł szafiry, topazy i róże,
alabastrowe sale i przedsienia,
kwiaty w wazonach rżniętych w ametyście,
]kielichy z piany, ze szmaragdu liście.


Wśród świateł, kwiatów, wśród kolumn szeregu
stoją posągi. Podstawy z marmuru
srebrniejącego mają blask lazuru.
Na ścian gładzonych kryształowym śniegu
zwierciadła w jaspis oprawne je dwoją -
rzędem wśród kolumn nieruchome stoją.


I tylko zda się, że ich oczy żyją
i patrzą ciche, a pełne płomieni;
i tylko zda się, że się im rumieni
pierś i faluje pod wysmukłą szyją.
Rzędem wśród kolumn stoją nagie, czyste -
o Afrodyto! o bóstwo świetliste!...


. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


O Safo! Twoją ten ogród świątnicą!
Patrz! jakie cudne a potworne sploty!
Patrz! Marmurowy twój posąg spod groty
laurowej wielką spogląda źrenicą,
a na twej harfy złotostrunnej struny
biją od świateł płomienie i łuny.


Kamiennym palcem uderz w harfę złotą:
niech zabrzmi pieśń... miłości pieśń...
A owe ockną się białe bóstwa marmurowe
i żywym z sobą uściskiem się splotą...
Promienne bóstwa rozkoszy, zaklęte
w głaz, nieruchome, cudowne i święte.


O zejdź z marmurów twego postumentu,
Afrodis biała! zrzuć zazdrosne szaty!
Na bujną trawę między wonne kwiaty
zejdź safickiemu przypatrzeć się świętu -
Eros skrzydlaty, stanąwszy w podziwie,
zdumioną strzałę wstrzyma na cięciwie...


Zbudź się, łabędziu! podnieś skrzydła śnieżne,
splot ramion poczuj, co jak miękkie fale
objęły ciebie; te dłonie, co w szale
na barkach twoich zawisły lubieżne,
niechaj ci gładzą pióra; ta pierś biała
pod twoją piersią niech drży, dyszy, pała...

Noc księżycowa. Z dala szumi morze
swoją pieśń cichą, wieczną i olbrzymią,
kratery ogniem błyskają i dymią,
woń róż, jak obłok, zawisa w przestworze
i palm kopuły ciemne się kołyszą -
cyt - jaką wszystko przepojone ciszą...
Wieczny wiatr i wieczna noc...